03.10.2016
Wsparłam #czarny protest i przyłączyłam się do niego.
Na ostatnim posiedzeniu sejmu byłam, tak jak wiele moich koleżanek i kolegów przekonana, że rozpoczęta dyskusja na temat aborcji może doprowadzić do pogłębienia podziału społeczeństwa i będzie popisywaniem się kto ma bardziej skrajne pomysły dla ludzi - dla kobiet, dla matek, dla żon, dla ojców, dla całych rodzin zaangażowanych wspólnie w wychowanie dzieci.
Protestuję, bo nie zgadzam się z nierównym traktowaniem przez obecnie rządzących praw obywatelskich, praw do inicjatywy ustawodawczej - albo kierujemy do dalszych prac oba projekty, które wpłynęły, albo oba odrzucamy. W przypadku tych dwóch konkretnych projektów uważam, że oba powinny zostać odrzucone. Tak się jednak nie stało i gdy pierwszy, zaostrzający aborcję i proponujący kary więzienia dla kobiet nawet z powodu poronienia, które ma oceniać prokurator, został skierowany do dalszych prac, to z drugim powinno postąpić się tak samo. Skierowanie do prac w komisji nie przesądza ich finału, efektu.
Byłam i jestem za utrzymaniem kompromisu wypracowanego ustawą z 1993 roku, który nie był łatwy i został wprowadzony po trudnej dyskusji, przy akceptacji strony kościelnej.
Dał możliwość wyboru w skrajnie trudnych sytuacjach, wyboru, który z cała pewnością dla kobiety i jej męża/partnera, rodziny jest dramatyczny i są z nim do końca życia.
Klub Platforma Obywatelska przygotował i przekazał marszałkowi Sejmu już w kwietniu uchwałę, w której proponowaliśmy potwierdzenie przez Sejm utrzymania obecnego stanu prawnego. Pomimo wcześniejszych deklaracji PiS odrzucił naszą uchwałę. Dlatego jako kobieta i matka uważam, że naruszenie kompromisu i przyjęcie do procedowania skrajnego projektu ,,Stop Aborcji" jest szkodliwe i niebezpieczne. Projekt ten uprzedmiotawia kobiety, nie bierze pod uwagę ich życia w sytuacji zagrożenia, nie dopuszcza możliwości wyboru i decydowania, które życie w przypadku zagrożenia życia matki ma ona i rodzina wybrać - czy dziecka poczętego, czy matki, która może być już matką dla wcześniej urodzonych dzieci.
Decyzja większości (w danej kadencji) parlamentarnej nie może decydować o tym, które życie jest ważniejsze i nie może rządzić sumieniami.
Jak pytam posłów, jaką decyzję podjęliby, gdyby w wyniku gwałtu ich córka była w ciąży, albo ciąża zagrażałaby życiu żony, siostry, córki... - czyje życie byłoby dla nich ważniejsze, spotykam się z milczeniem. Spotykam się z milczeniem także jak pytam starszych, aktywnych dziś panów, czy w czasie PRL, gdy aborcja była "na życzenie" protestowali przed komitetem PZPR, czy byli może jako aktywiści zaangażowani w prace wewnątrz budynku.
Nie widzę też, żeby poza wygłaszaniem deklaracji poglądowych, poświęcali się prywatnie idei wspierania ludzi, także psychicznie, w trudnych decyzjach i życiowych sytuacjach.
Może zamiast pomstować, oceniać, wsadzać do więzień, warto w pierwszym odruchu zawsze kierować się miłością i zrozumieniem bliźniego, a wtedy szybciej spełni się misję ratowania istnień ludzkich - miłością i rozmową osobistą, a nie publiczną chłostą.
Przygotowanie ustawy i kar to najprostsze i bez wysiłkowe rozwiązanie, które być może ma być uspokojeniem swojego sumienia w związku z osobistym "nic nie robieniem" dla innych. Nie zgadzam się na prawo, w którym ciążę ma nadzorować prokurator, a poronienie grozić więzieniem!
Zastanawiające jest też to, że po kilku dniach protestów Polek i Polaków, w różnej formie, nagle pojawiła się informacja marszałka senatu, że będzie łagodzenie projektu "Stop aborcji". To obłuda. Wystarczyło odrzucić oba projekty i nie byłoby problemu.
Pamiętam mój pierwszy start do sejmu. Wówczas, już w okresie kampanii wyborczej, jak w każdej kadencji zresztą, tez złożono dwa projekty aborcyjne - zaostrzający i liberalizujący. Większość sejmowa odrzuciła oba nie przekazując ich do dalszych prac. Publicznie wtedy padły stwierdzenia, w moim mieście też, że głosami PO wprowadzono aborcję. Pojawiły się plakaty z twarzami kandydatów PO do parlamentu i obok zdjęcia z aborcji. Teraz pewien poseł o imieniu Jarosław, szef partii rządzącej zresztą, głosował za przekazaniem do prac w komisji projektu liberalizującego aborcję, nie za odrzuceniem! Czy ktoś z Szanownych Czytelników słyszał, żeby pod jego adresem dziś padły podobne oskarżenia? Nie, bo już nie tylko wymagania prawne są dla niektórych "równiejsze", ale także wymagania co do sumienia.
Dlatego nie mam wątpliwości, że ta nagła zmiana i deklaracja marszałka senatu jest po to, żeby mieszając ile się da zająć opinię publiczną czym innym i odwrócić uwagę od demolki demokracji, etatyzmu na niespotykaną skalę, i nic nie robienia poza rozdawnictwem, przede wszystkim stołków. A aborcję mają wg mnie całkowicie "gdzieś"! Gdyby było inaczej to konsekwentnie opowiedziano by się albo po jednej albo drugiej stronie.