20.09.2016
Wiele miesięcy czekaliśmy na konkrety zapowiedzianej zmiany - nie powiem dobrej, bo na razie nic tego nie potwierdza - w systemie nauczania naszych dzieci. Minęły wakacje, rozpoczął się rok szkolny z wieloma niewiadomymi i dopiero w ostatnich dniach przekazano nieco informacji, ale niekoniecznie konkretnych pozwalających na podjęcie decyzji. A samorządy, dyrektorzy szkół, nauczyciele nie powinni być w zawieszeniu, bo trzeba przygotować placówki, zastanowić się skąd wziąć pieniądze, jak spełnić oczekiwania rodziców, żeby dzieci np. nie chodziły na zmiany, no i także niestety komu podziękować za pracę, bo nie starczy dla wszystkich.
W ostatni piątek minister edukacji Anna Zalewska przekazała m.in., że "reforma jest przemyślana, odpowiedzialna i rozłożona na wiele lat, a także poparta badaniami a przede wszystkim - wielomiesięcznymi konsultacjami". Rozmawiam z nauczycielami, dyrektorami, samorządami, organizowaliśmy jako klub wiele konferencji - ja osobiście w Poznaniu, i wszyscy mówią o zupełnie odwrotnej sytuacji - konsultacji nie było, były jednostronne, bardzo ogólne przekazy, badania dotychczasowe mówiły co innego - podkreślały bardzo dobre wyniki gimnazjów, a nauczyciele apelują o odpowiedzialność, przemyślenie i weryfikację zaplanowanych decyzji. Dwa równolegle światy, w tym jeden oderwany od rzeczywistości, ale pani minister nie przyjmuje do wiadomości, że to jej świat jest oderwany.
Pani minister odjechała dość mocno, bo głosi wiele dziwnych rzeczy, jak np. "chcemy powrócić do liceum ogólnokształcącego zamiast kursu przygotowującego, przygotowawczego do matury". To jest nie tylko kłamliwe, ale także niegrzeczne, a właściwie należałoby użyć odpowiedniego do poziomu tej wypowiedzi słowa i powiedzieć (i tak delikatnie), że bezczelne! Nie wiem, czy teraz spodziewać się unieważnienia matur, bo kursy nie kończą się takim egzaminem, a także studiów, bo można je podjąć tylko po ukończeniu szkoły (nie kursów) i zdanej maturze. Ciekawe też czy nie podważy się statusu i warunków zatrudnienia nauczycieli LO, bo dziś się okazuje, że szkolili kursantów a nie uczyli uczniów. Z niewielu konkretów wiadomo natomiast, że do podstaw nauczania wejdą elementy gry w szachy, natomiast szczegóły odnośnie podstaw programowych dla klas I,IV,VII ......??? Ale być może gra w szachy ma być naszą narodową przewagą konkurencyjną. Pani Minister szokowała niemal każdą wypowiedzią, nie wiem czy Państwo wiecie, że tworzyliście projekty zapowiedzianych zmian - Anna Zalewska zaznaczyła, że projekty zmian w edukacji napisane zostały przez „samych obywateli”. Czyli dyrektorzy szkół i nauczyciele powinni teraz, jeśli mają dylematy w interpretacji, zasięgać rad tych, którzy pisali. Ciekawe!
A teraz fakty...
Organy prowadzące szkoły postawiono przed faktem dokonanym, bez liczenia się ze skutkami finansowymi i społecznymi. Gimnazja będą zlikwidowane, mimo, że są najnowocześniejszymi, najlepiej wyposażonymi szkołami, z profesjonalną kadrą, a pod względem wyników nauczania znajdują się na czołowych miejscach wśród krajów Unii Europejskiej. Co czeka kadrę nauczycielską? Projekt ministerstwa zakłada łączenie gimnazjów ze szkołami podstawowymi, co oznacza zwolnienia dla ok. 7,5 tys. dyrektorów, co najmniej 37 tys. nauczycieli gimnazjów i około 30 tys. pracowników administracji i obsługi. Główny koszt reformy ministerstwo przerzuca na samorządy, a zwłaszcza na gminy. To one będą musiały ponieść koszty restrukturyzacji sieci szkolnej tak, by znalazły się w niej ośmioklasowe szkoły powszechne, zamiast sześcioklasowych podstawówek i trzyletnich gimnazjów. Potrzebne będą kolejne inwestycje. Każda zmiana wieku dzieci w szkole to także kolejne koszty, choćby na dostosowanie mebli. Samorządy dopiero niedawno skończyły kupować mniejsze krzesła i ławki dla sześciolatków, a znów będą zaopatrywać się w większe dla 13 i 14 latków . I nic to, że samorządy zaplanowały na najbliższe lata inne inwestycje, także z wykorzystaniem środków unijnych, na które teraz zabraknie pienędzy na wkład własny, gdyż ktoś zaplanował za nich ich wydatki. Kolejny poważny koszt będzie się wiązał z dopłatą na sześciolatki. Jak zapewniła minister Zalewska samorządy dostaną środki na edukację sześciolatków, obojętnie, czy będą oni w przedszkolu, czy w szkole, subwencja na dziecko będzie wynosić 4,3 tys. zł.
Gdyby sześciolatki były w szkole, gminy otrzymałyby za nie po 5,3 tys. zł., teraz dostaną o tysiąc złotych mniej co oznacza dla samorządów stratę ponad 380 mln zł. We wrześniu 2019 r. w pierwszej klasie szkół ponadgimnazjalnych spotkają się dwa roczniki: ostatni rocznik likwidowanego gimnazjum i pierwszy rocznik, który będzie kończył wydłużoną ośmioletnią szkołę podstawową. Dodatkowy rocznik to także dodatkowy koszt wprowadzanej reformy.
Według założeń ministerstwa gminy oraz powiaty będą musiały także znaleźć pieniądze na doszkalanie nauczycieli. Ma być to 1 proc. kosztów osobowych, czyli ponad 300 mln zł. Nauczyciele mają się przekwalifikować, aby móc podejmować w szkołach inne zadania niż samo nauczanie, na przykład według szacunków MEN ma przybyć w ten sposób 900 doradców zawodowych. Tylko na czym oparte są te wszystkie szacunki? Na zmianie dla zmiany i podporządkowaniu jedynie słusznej racji. Racji konsultowanej ze sobą.