10.12.2018
Gdziekolwiek jestem, czy prywatnie, czy służbowo, zawsze mnie ktoś pyta - co słychać w parlamencie? I co tu odpowiadać, jak nie ma posiedzenia, żeby nad czymś nie załamać rąk?
Podczas prac nad ustawami rzetelnie przygotowany poseł potrafi wskazać negatywne skutki, także ukryte zamiary, absurdy i przestrzega przed nimi - w tej kadencji w zasadzie wyłącznie opozycyjni posłowie - składamy poprawki, zabiegamy o debatę, konsultacje, analizujemy stanowiska ekspertów. Nie przebija się jednakże żadna logika, a posłowie „dobrej zmiany” w większości zachowują się jak by nie umieli czytać, rozumieć i wiązać wątków. Chyba, że nie czytają w ogóle projektów, o co mocno ich podejrzewam obserwując aktywność, a w zasadzie jej całkowity brak u niektórych, podczas posiedzeń komisji. A wiele ustaw niesie bardzo złe skutki, w tym wyprowadzanie spod kontroli budżetowej środków publicznych.
Przykład z ostatniego posiedzenia - odbyło się pierwsze czytanie projektu zmieniającego zasady zarządzania mieniem państwowym. Od początku tych rządów zmieniano po swojemu, choć właściwszym określeniem jest „dla swoich”, wszystko co się rusza. Jak najeźdźca, który buduje na spalonej ziemi. Zarządzanie spółkami skarbu państwa też zmieniono, a teraz zmienia się zmiany.
I co jest niebezpiecznego wśród tych zmian? Tworzy się fundusz celowy pn. „Fundusz Inwestycji Kapitałowych”, który ma zapewnić źródła finansowania na nabywanie i obejmowanie akcji lub udziałów spółek (!). To fundusz, który będzie funkcjonował poza budżetem państwa, a więc poza kontrolą ustawodawcy, będzie zasilany m.in. wpłatami z zysku jednoosobowych spółek Skarbu Państwa, 30 proc. każdej wypłaconej dywidendy. To fundusz, który uszczupli przychody należne dotąd budżetowi państwa i będzie nim dysponowało dwoje ludzi, bo tak stanowi projekt ustawy - premier i szef kancelarii premiera!
Będzie czym dysponować, bo przewiduje się, że to kwota minimum 2 mld zł rocznie! Premier chce powiększać majątek państwowy, bo celem funduszu jest ułatwienie rządowi sfinansowania zakupu akcji spółek. Teraz już jasne jest, że projekty typu „kupić bank za złotówkę” będą miały źródło finansowania. Witaj więc nacjonalizacjo! Schemat sprawdzony na Węgrzech - najpierw wpuści się kontrolę, zablokuje konto, potem kupi akcje, potem spółkę obsadzi swoimi - w zarządzie, w radzie nadzorczej. System kontroli już mamy bardziej represyjny niż niegdyś, blokady kont bankowych firm bez trybu administracyjnego, a więc bez odwołań i kontroli sądu też już mamy, a kasa na kupno prywatnych „bankrutów”, a raczej doprowadzonych do bankructwa będzie za chwilę.
Państwo, po latach, wraca do prymatu państwowej, centralistycznej ( PRLowskiej ) gospodarki, nad prywatną. Można by zapytać po co? Wszak obecny poziom gospodarki zawdzięczamy rynkowi, prywatnym podmiotom i członkostwu w UE. Zapominamy jednak przy takich rozważaniach o dyktatorskich dążeniach do zabetonowania swej władzy na lata, a to jest możliwe tylko dzięki skupieniu kapitału przez władzę i wszystkich sznurków w jej ręku.
Dwa miliardy wyprowadzone z budżetu - ile za to można by wyposażyć szkół, które samorządy muszą dostosować do szkodliwych zmian oświatowych i same to sfinansować, kosztem nie wykonania innych, ważnych lokalnie inwestycji?