:: Rozważania niepolityczne

12.10.2013

Spraw "nie cierpiących zwłoki" jest tak wiele, że czasem należy wykonać choć wybieg myślowy, by nabrać do nich dystansu. Sprawy sejmowe, legislacja, regulacje i interpelacje ustąpiły na chwilę miejsca rozważaniom zgoła innym - czysto literackim. Nie sposób bowiem przejść obojętnie obok takich wydarzeń w świecie literatury, w jakie tradycyjnie obfituje początek października - przyznania najważniejszych polskich i światowych nagród w tej dziedzinie - Nike i Nobla. Cieszy fakt, że świat kobiet w literaturze doszedł zdecydowanie do głosu - bo to ważny głos, zarówno Joanny Bator, jak i Alice Munro. Ale to nie one przytrzymały mnie na dłużej przy biblioteczce.

 
 
Przerwę od informacji, konferencji i tłumaczeń z przejęzyczeń i lapsusów wymogła dawno odłożona na półkę książka "Lesio" i autorka - Joanna Chmielewska. Wiadomość o jej śmierci była wielkim zaskoczeniem. Choć nie była już młodą pisarką, to fakt, że od dziesięcioleci z dość dużą częstotliwością ukazywały się kolejne ironiczne kryminały jej autorstwa, przyzwyczaił nas do stałej obecności Joanny Chmielewskiej w świadomości czytelników. Ceniłam ją za niezwykłe poczucie humoru i umiejętność zdystansowania się do spraw "śmiertelnie poważnych" i samej siebie, co pokazała opisując swe życie z przymrużeniem oka w siedmiotomowej autobiografii!  Potrafiła nawet najbardziej ponury absurd zmienić w świetny żart. Sprawdzało się to doskonale nie tylko w rzeczywistości PRL, ale także (a może szczególnie) dziś. To właśnie w jej powieściach językowe zabawy, osławiony ostatnio lapsus, często pojawiały się na ustach bohaterów. Zady i walety, kurcgalopkiem, czy określenie - pleść bzdury, że aż ziemia jęczy weszły na stałe do języka i bawią po dziś dzień. I choć „Lesio” ukazał się ponad 30 lat temu, to nie stracił nic ze swego charakteru doskonałej humorystycznie powieści detektywistycznej. Bo przecież lektura także może być świetną rozrywką, a powieści Chmielewskiej doskonale się w tej roli sprawdzają - niebanalnie odrywają od rzeczywistości. Z odejściem Joanny Chmielewskiej odchodzi też pewna subtelność, brak przesady - po prostu dobry humor. To nie jest bowiem literatura drugiej kategorii, bo o inteligentne poczucie humoru i umiejętne przedstawienie świata w krzywym zwierciadle nie jest łatwo.
 
Za to właśnie dziękuję Joannie Chmielewskiej. Dziękuję też, bo mam do czego wracać i żadna podróż pośród miłośników tabletów, smartfonów i innej elektroniki nie jest mi straszna. A niekontrolowane wybuchy śmiechu? Cóż, to efekt uboczny takiej lektury.
 
Pożegnań październikowych w świecie literackim niestety mamy więcej. Edmund Niziurski zmarł niedługo po Chmielewskiej. Dzieciństwo bez jego twórczości nie byłoby takie samo, ale to już temat na całkiem inne rozważania.

:: Komentarze

:: facebook